Koło fortuny, czyli rosyjska ruletka


Wiele już miesięcy temu wymyśliłem sobie, że nazwa Nextbike odnosi się do rzadkości jaką jest możliwość odjechania ze stacji rowerowej pierwszym z brzegu jednośladem. A więc kolejny i kolejny i kolejny. Next bike.

Czepiam się, wiem, że się czepiam. Rowerów jest w Katowicach multum, stacji także coraz więcej. Serwisów operatora nie wiem ile, ale pewnie nie za wiele. No i swoje robi też czynnik ludzki, a raczej małpoludzki, bo jak inaczej nazwać osobników płci obojga (a rozumu nawet połowy) niszczących z premedytacją wspólne dobro, jakim jest miejski rower. Okej. To wszystko wiemy. Wiesz Ty, wiem ja, wiedzą inni użytkownicy. Ale wie też operator. I tak jak my wyciągając wnioski sprawdzamy a przynajmniej powinniśmy sprawdzać, czym mamy jechać, zanim pojedziemy, tak on, a raczej oni (zwrócili Państwo uwagę, że zawsze są jacyś ONI?) powinni dostosować swoje procedury do wszystkiego tego, co wymieniłem powyżej. Do rzeczywistości po prostu, jaka by ona nie była.

Stwierdzam to oficjalnie po raz enty. Jeżeli odniosę obrażenia wynikające z niesprawności roweru, który wypożyczyłem płacąc między innymi za to by BYŁ SPRAWNY, a nie tylko żeby był, to nie kto inny, tylko nasz rowerowy operator będzie mi winien spore pieniążki. Za to, za czego usunięcie dzień wcześniej zapłaciłby swoim ludziom góra kilkadziesiąt złotych. Nie ma zmiłuj.

W piątek 24 lipca na jednej ze stacji w Katowicach Ligocie usiłowałem wypożyczyć rower a właściwie rowery, bo próbowałem trzy razy. Pierwszy miał niedokręconą kierownicę (niech tylko natrafimy na wybój lub koleinę i…), drugi o dziwo także, a trzeci dla odmiany huśtające się siodełko. We wszystkich tych przypadkach wystaczy proste dokręcenie, kierownicy imbusem, siodełka zwykłym kluczem. Ale takich narzędzi nie ma przy stacjach rowerowych. Zakładam, że dlatego aby ktoś sobie czegoś nie zabrał do domu, ale że nie tak dawno mijał mnie na kradzionym rowerze miejskim (pozbawionym reklam, numerów itp.) jakiś kloszard, to wiara w skuteczność takiego zabezpieczenia nieco mnie rozczula.

Dziś, w sobotę 25 lipca sytuacja się powtórzyła. Ta sama stacja na tej samej ulicy. Rower pierwszy z niedokręconą kierownicą, rower drugi z niedokręconym siodełkiem. Wziąłem trzeci i… cud, że żyję. Ujechałem nim może niecały kilometr, by zorientować się, że nie ma nakrętki mocującej przednie koło do widelca…

Wszystkie wczorajsze i dzisiejsze rowery zgłosiłem operatorowi poprzez kontakt z biurem obsługi lub przez aplikację mobilną, ale nie w tym rzecz. MUSI SIĘ ZMIENIĆ ALGORYTM PRACY SERWISANTÓW zanim wydarzy się tragedia. Trudno, trza podjechać co noc na ileś stacji, dopompować, sprawdzić siodełka, kierownice, przerzutki i hamulce, przejechać kilkanaście metrów na każdym z rowerów i pruć dalej. I tak co noc (albo dzień) ileś punktów. Nie ma innego sposobu. A lepsze to niż rany, złamania i odszkodowania, od których potem się nie ucieknie. O skutkach jeszcze gorszych nie wspominając.

Dwie prośbo sugestie teraz do szanownych współużytkowników katowickich jednośladów. Po pierwsze sprawdzajcie rowery zanim na nie wsiądziecie. Drobiazg jak huśtające się siodełko, zepsuta przerzutka albo niepewna kierownica naprawdę grożą wypadkiem. Po drugie zgłaszajcie uszkodzone rowery i proście też w biurze obsługi o ich blokowanie w uchwytach, by za chwilę nie nadział się na nie ktoś inny. Jak to mówił klasyk: lepiej zapobiegać niż leczyć. 











O katowickich rowerach pisałem już wcześniej tutaj:

KLIK!

KLIK!


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obsługiwane przez usługę Blogger.