Szpachla, szpachla i jeszcze raz szpachla




Śląski Uniwersytet Medyczny w Katowicach, Zakłady Teorii Medycyny, Budynek C1. Nie wiem co to, ale od zawsze, to znaczy odkąd pamiętam, a pamięć ciągle mam niezłą, była ta naścienna mozaika dla mnie uosobieniem wszystkiego co kosmiczne, magiczne, gwiezdno wojenne i radiologiczno elektrokardiograficzne zarazem. Dość powiedzieć, że jako dzieciak przychodziłem tu podczas spacerów albo przyjeżdżałem na rowerze by sobie na tego oto „rentgena” popatrzyć. I zawsze był dla mnie tak samo oszałamiający. 
W latach osiemdziesiątych, co także zapamiętałem, w ówczesnym popularnym tygodniu Panorama w którego kąciku muzycznym drukowano plakaty formatu A4 pojawił się nawet jakiś zespół na tle tego właśnie obrazka, który i tak bił na głowę wszystko, co można by wtedy wygenerować na jakimkolwiek komputerze.

Jeszcze w 2017 zrobić można było zdjęcie takie jak to powyżej. Były co prawda uszkodzenia, był cały kwadrat po chamsku zatarty zaprawą (tu przeze mnie komputerowo usunięty), ale sama mozaika trwała.  Od plus minus roku a może dwóch mamy na budynku C1 typowe pastelowe wymiociny, pod którymi DZIEŁO SZTUKI NOWOCZESNEJ zaduszono styropianowym pampersem.

Trudno zakończyć tego posta cenzuralnie, więc przyjmijmy, że zakończymy go chwilą milczenia. W zadumie nad brakiem zadumy…

Kiedyś (u góry) i dziś (poniżej)

-----------------------------------------------

A tego już nie ma...





Czytaj więcej »

21 Jump Street

Jak się dziś przez zupełny przypadek dowiedziałem, fora wszelakie płoną w ostatnim czasie dyskusjami na temat progów zwalniających, jakie zamieniły naszą poczciwą ulicę Panewnicką w prawie że tor doświadczalny. Nie da się zaprzeczyć, że istotnie zmiany są spore. Przejścia dla pieszych odmalowano z użyciem czerwonej farby pomiędzy pasami, przed bazyliką nadlano ogromny ni to próg, ni to przejazd a pomiędzy tym wszystkim w zasadzie od skrzyżowania z Owsianą po skrzyżowanie z Piotrowicką gumowanych „zwalniaczy” jest co niemiara. Do tego nowe znaki ostrzegawcze i tak dalej i tak dalej. I z jednej strony zgoda, wygląda to nieco dziwnie, biorąc na przykład pod uwagę, że inne okoliczne ulice są takich wynalazków pozbawione. Mogę się też mylić ale albo jechałem zdezelowanym autobusem i coś tam w nim zaskrzeczało właśnie przed kościołem albo jednak gdzieś  „podbrzuszem” faktycznie przyszorował. A więc może ktoś z tymi garbami przesadził. I w tym wszystkim mogę częściowo zrozumieć irytację kierowców. Mam też jednak i inne punkty odniesienia. Obawiam się, że bardziej miarodajne. Najpierw ten najbardziej oczywisty, czyli mój własny, jako pieszego i rowerzysty.  Panewnicka, choć znów, zgodzę się, nie tylko ona, bezpieczna nie jest. Czasem stoi się przed pasami przepuszczając cały sznur samochodów i żaden kierowca nawet nie zwolni a co dopiero żeby pozwolił nam przejść. Na rowerze znowuż często jedziemy jak w jakiejś koleinie, bo samochody dociskają nas do krawężnika i prawie ocierają się o nasz bok, co niczego dobrego nie wróży. Z szybkością też bywało różnie. No i właśnie. Najważniejsze. Tak się składa, że ponad rok temu bliska mi osoba została też na Panewnickiej potrącona przez samochód. Nie mogę zastanawiając się nad zmianami w naszej okolicy uciec i od tego. Ten ktoś nigdy już nie będzie normalnie funkcjonował albowiem komuś się spieszyło, czegoś tam nie dopatrzył etc.

Podsumowując, zgadzam się i powtórzę to, Panewnicka wygląda teraz dziwnie. Może nawet ilość wszystkich tych zabezpieczeń faktycznie jest nieco za duża. Podkreślam słowo NIECO. 
Ale…
Ale pamiętajmy, że to nie miasto czy policja dokuczają niewinnym kierowcom. To ci kierowcy swoją nieostrożną jazdą, nierzadko zaś po prostu brawurą czy głupotą spowodowali, że progi zwalniające stały się niezbędnymi. Żadna wasza sprawa, żaden wasz szybki samochód, żadne wasze spóźnienie nie mają prawa nawet przez sekundę być ważniejszymi od bezpieczeństwa innych użytkowników ruchu. Zwłaszcza tych najsłabszych, jakimi są piesi. Pewnien jestem że tylko taki cel przyświecał tym zmianom a na logikę rzecz biorąc właśnie postawa kierowców ma największą szansę, by te utrudnienia jakich teraz doznali kiedyś zmniejszyć lub znieść.

No to do pracy, Rodacy!


Zdjęcie: Agata B. (Twitter)

Czytaj więcej »

Koło fortuny, czyli rosyjska ruletka


Wiele już miesięcy temu wymyśliłem sobie, że nazwa Nextbike odnosi się do rzadkości jaką jest możliwość odjechania ze stacji rowerowej pierwszym z brzegu jednośladem. A więc kolejny i kolejny i kolejny. Next bike.

Czepiam się, wiem, że się czepiam. Rowerów jest w Katowicach multum, stacji także coraz więcej. Serwisów operatora nie wiem ile, ale pewnie nie za wiele. No i swoje robi też czynnik ludzki, a raczej małpoludzki, bo jak inaczej nazwać osobników płci obojga (a rozumu nawet połowy) niszczących z premedytacją wspólne dobro, jakim jest miejski rower. Okej. To wszystko wiemy. Wiesz Ty, wiem ja, wiedzą inni użytkownicy. Ale wie też operator. I tak jak my wyciągając wnioski sprawdzamy a przynajmniej powinniśmy sprawdzać, czym mamy jechać, zanim pojedziemy, tak on, a raczej oni (zwrócili Państwo uwagę, że zawsze są jacyś ONI?) powinni dostosować swoje procedury do wszystkiego tego, co wymieniłem powyżej. Do rzeczywistości po prostu, jaka by ona nie była.

Stwierdzam to oficjalnie po raz enty. Jeżeli odniosę obrażenia wynikające z niesprawności roweru, który wypożyczyłem płacąc między innymi za to by BYŁ SPRAWNY, a nie tylko żeby był, to nie kto inny, tylko nasz rowerowy operator będzie mi winien spore pieniążki. Za to, za czego usunięcie dzień wcześniej zapłaciłby swoim ludziom góra kilkadziesiąt złotych. Nie ma zmiłuj.

W piątek 24 lipca na jednej ze stacji w Katowicach Ligocie usiłowałem wypożyczyć rower a właściwie rowery, bo próbowałem trzy razy. Pierwszy miał niedokręconą kierownicę (niech tylko natrafimy na wybój lub koleinę i…), drugi o dziwo także, a trzeci dla odmiany huśtające się siodełko. We wszystkich tych przypadkach wystaczy proste dokręcenie, kierownicy imbusem, siodełka zwykłym kluczem. Ale takich narzędzi nie ma przy stacjach rowerowych. Zakładam, że dlatego aby ktoś sobie czegoś nie zabrał do domu, ale że nie tak dawno mijał mnie na kradzionym rowerze miejskim (pozbawionym reklam, numerów itp.) jakiś kloszard, to wiara w skuteczność takiego zabezpieczenia nieco mnie rozczula.

Dziś, w sobotę 25 lipca sytuacja się powtórzyła. Ta sama stacja na tej samej ulicy. Rower pierwszy z niedokręconą kierownicą, rower drugi z niedokręconym siodełkiem. Wziąłem trzeci i… cud, że żyję. Ujechałem nim może niecały kilometr, by zorientować się, że nie ma nakrętki mocującej przednie koło do widelca…

Wszystkie wczorajsze i dzisiejsze rowery zgłosiłem operatorowi poprzez kontakt z biurem obsługi lub przez aplikację mobilną, ale nie w tym rzecz. MUSI SIĘ ZMIENIĆ ALGORYTM PRACY SERWISANTÓW zanim wydarzy się tragedia. Trudno, trza podjechać co noc na ileś stacji, dopompować, sprawdzić siodełka, kierownice, przerzutki i hamulce, przejechać kilkanaście metrów na każdym z rowerów i pruć dalej. I tak co noc (albo dzień) ileś punktów. Nie ma innego sposobu. A lepsze to niż rany, złamania i odszkodowania, od których potem się nie ucieknie. O skutkach jeszcze gorszych nie wspominając.

Dwie prośbo sugestie teraz do szanownych współużytkowników katowickich jednośladów. Po pierwsze sprawdzajcie rowery zanim na nie wsiądziecie. Drobiazg jak huśtające się siodełko, zepsuta przerzutka albo niepewna kierownica naprawdę grożą wypadkiem. Po drugie zgłaszajcie uszkodzone rowery i proście też w biurze obsługi o ich blokowanie w uchwytach, by za chwilę nie nadział się na nie ktoś inny. Jak to mówił klasyk: lepiej zapobiegać niż leczyć. 











O katowickich rowerach pisałem już wcześniej tutaj:

KLIK!

KLIK!


Czytaj więcej »
Obsługiwane przez usługę Blogger.