Nerwbajk

Rok temu system katowickich rowerów miejskich po raz pierwszy stał się dostępny dla większości już mieszkańców naszego miasta. Oczywiście jeszcze nie we wszystkich dzielnicach, ale i tak na stanowczo większym niż w poprzednich sezonach obszarze. Moje pierwsze wrażenia z nowouruchomionych punktów wypożyczeń nazywanych dość pretensjonalnie stacjami były wtedy jak najbardziej pozytywne. Rowery wygodne, samo wypożyczenie, acz mocno "klikogenne" to jednak do przejścia, a potencjał turystyczno sportowo rekreacyjny samego pomysłu bez wątpienia ogromny. Słowem, ideał. Ale to tylko na początku. Już po kilku tygodniach, gdy do Ligoty i Panewnik oraz pewnie także do innych nowych w systemie dzielnic dotarły rowery używane wcześniej w innych lokalizacjach okazało się, że nie jest tak pięknie jak się mogło wydawać. Pojawiały się egzemplarze niesprawne, uszkodzone, byle jak serwisowane, brudne itp. Potem same terminale tez miewały swoje humorki i koniec końców przy zamykaniu sezonu początkowy zachwyt zamienił się, pewnie nie tylko u mnie, w rodzaj żalu, że znów, jak to w Polsce, dobry pomysł spaprano organizacją (to operator) i brakiem odpowiedzialności za wspólną własność (to już klienci).
 
Tutaj mój tekst o tym LINK
 
 
 
Od pięciu dni mamy już nowy sezon rowerowy. W tym czasie wypożyczyłem trzy rowery i... zacząłem zastanawiać się czy poza zebraniem pojazdów jesienią i rozwiezieniem ich na "stacje" wiosną wydarzyło się u operatora cokolwiek więcej a zwłaszcza czy ktokolwiek wyciągnął wnioski z doświadczeń roku 2017.  Oto rower pierwszy, we wtorek. Siodełko jak huśtawka przechyla się raz do przodu, raz do tyłu. Rower drugi, środa. Zmiana biegów oznacza jazdę kilkanaście metrów na czymś pomiędzy nimi i odgłosy pocierania styropianem o szybę - tak płynnie działają przerzutki. Ale to nic, to drobiazg, to moje wygórowane wymagania. Dzisiejsze zatem błahostki, czyli symbolicznie tylko działający przedni hamulec i najpowszechniejszą zeszłoroczna usterkę, faktyczny brak możliwości ustawienia drugiego biegu też do nich zaliczam. Prawdziwe smaczki zaczęły się przy próbie zwrotu mojego wehikułu. Z racji braku wolnych miejsc zmuszony byłem do skorzystania z dopięcia linką do słupka a potem...
 
Trzykrotna próba zwrotu roweru przez aplikację mobilną - bez efektu.
Trzykrotna próba poprzez terminal - to samo.
Telefon do biura obsługi, trzykrotna próba zwrotu poprzez system wybierania tonowego - bez efektu
Telefon do biura obsługi, kilkuminutowe oczekiwanie i wreszcie konsultantka najprawdopodobniej z drugiej strony Bugu...
 
Nie, nie mam nic do innych narodowości. W tym do ich zatrudniania (w rozsądnych ilościach) w Polsce. Ale jeśli pani (bez urazy, bo bardzo miła) nie do końca rozumie co do niej mówię, a ja też nie zawsze, co ona mówi do mnie i tak sobie powtarzamy co któreś zdanie dla pewności, a czas biegnie, to stanowczo coś tu nie gra.
 
Jutro chyba pojadę autobusem. Mam nadzieję, że będzie stary i dymiący spalinami. I tak zepsuje mi mniej zdrowia niż katowickie rowery.
 
 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obsługiwane przez usługę Blogger.