Batman dla ubogich

Podobno tacy jesteśmy nowocześni, postępowi, otwarci i w ogóle do przodu, a jednak dziwnym trafem ktoś leżący w trawie, niesprawne światła na przejściu, skradziona pokrywa studzienki czy sąsiad wywalający śmiecie do lasu albo nimi palący zwisają nam i powiewają nieodmiennie.

Ile to już razy mówiłem sobie stojąc przed przejściem dla pieszych, że nie muszę po raz enty dzwonić do Synchrogopu, bo nie jestem sam na świecie... A po dwóch dniach okazywało się jednak że chyba jestem. Tak, wiem, być może tak samo myśleli inni, tyle że to już któryś raz, kiedy to akurat ja dzwonię. Tam i w inne miejsca. Przed chwilą na przykład do ZTM-u w sprawie od kilku dni zdewastowanej tablicy przystankowej na trasie tramwajów między centrum a Zawodziem. 

I cóż, tak się złożyło, że i kwadrans temu jako samozwańczy "Batman z Nextbike'a" też po raz któryś tam ratowałem porzucony przez jakiegoś nieobsługiwanego w Media Markt rower miejski. I to na stacji tychże rowerów (Katowice Medyków), którą tydzień temu także ja zgłaszałem jako niedziałającą. A dodać tu należy, że rower wspomniany leżał tak sobie tam od rana (około 10:00) kiedy widziałem go z autobusu, aż do teraz (okolice 12:45) i NIKOMU z użytkowników stacji czy też zwykłych przechodniów to nie przeszkadzało...

Ludzie, przecież ja nie mam już tych lat co kiedyś. Weźta ruszta sie tyż!





Czytaj więcej »

Odwiedzamy Centrum Przesiadkowe Katowice Sądowa


Uwaga! Jeżeli oglądasz tę stronę na urządzeniu moblilnym wybierz u dołu opcję "wersja na komputer" aby móc obejrzeć film umieszczony poniżej zdjęcia!


 

Czytaj więcej »

Rewizor


W czasach mojej oby dawno minionej pracy na budowie wielkim poruszeniem odbiło się dnia pewnego przyjęcie do firmy nowego pracownika, na którego identyfikatorze mój kolega odczytał był napis „elektronik”. Pośród kilkudziesięciu murarzy, płytkarzy, malarzy i jednego mało aktywnego zawodowo tudzież prywatnie elektryka była by taka to nowa osobistość nawet nie perłą między wieprzami, ale wręcz Koh-i-Noor’em na miejskim wysypisku, i tak też tę informację odbieraliśmy do momentu, gdy sami ujrzeliśmy owego nowoprzyjętego z wystającym spod kufajki kartonikiem „robotnik budowlany”.  Jako że nikt wcześniej w naszym zakładzie takiego tytułu nie nosił widocznie owo słówko robotnik wyglądało dla nie dość spostrzegawczego prawie jak elektronik…

A że prawie robi różnicę, to już wszyscy wiemy. Z reklam.

I ja o reklamie właśnie. Zawisła sobie taka w kilkudziesięciu egzemplarzach w mojej okolicy udając jednak, kto wie czy nie lepiej niż wspomniany na wstępie pan (bo świadomie), że absolutnie reklamą nie jest. Słowa „robotnik budowlany” zastąpiono tu tylko poważnym zwrotem „zawiadomienie”. I oto na karteluszku tym, a warto tu dodać, że absolutnie nie wiszącym na byle tablicy czy słupie a raczej „poważnie” na skrzynkach na listy, ogrodzeniach czy elektrycznych szafkach, napisano że W związku z coraz większą liczbą awarii urządzeń gazowych oraz zatruć tlenkiem węgla Zakład Instalatorstwa gazowego [tak w oryginale – dop. mój] będzie przeprowadzał zapisy na kompleksowe czyszczenie piecyków, tzw. junkersów oraz kuchenek gazowych. W czasie trwania zlecenia usługa będzie wykonywana z 50% rabatem. Usługa przeznaczona jest dla osób chętnych. Tyle „elektronik”, pora na "robotnika budowlanego”. Oto on. W ofercie posiadamy czujniki czadu. Usługi hydrauliczne – montaż –serwis – naprawa piecyków. Zapisy tylko telefonicznie [tu numer] w godzinach od 10 do 18:00

I „elektronik” po raz drugi: Dziennik Ustaw nr 74 z dnia… ble ble ble

W czym problem, zapytają Państwo?

Można powiedzieć, że w tym, iż nie wiadomo w porównaniu do czego ani jak duża w ogóle, gdzie, kiedy i jak liczona jest np. ta coraz większa liczba awarii i zatruć albo jakiż to konkretnie i gdzie się mieszczący Zakład Instalatorstwa gazowego oferuje nam swoją pomoc, ewentualnie jeszcze, od jakiej ceny i czy kiedykolwiek istniejącej liczona jest ta ogromna 50% zniżka, czym jest okres trwania zlecenia i wreszcie, już z przymrużeniem oka, jak rozumieć zapis o tym, że klient powinien być chętny. Ale zostawmy to. Sedno leży gdzie indziej.

Zatytułowanie REKLAMY zwrotem ZAWIADOMIENIE wprowadza potencjalnego klienta w błąd sugerując, iż wszystko, co znajduje się w takim druku jest czymś, do czego mniej lub bardziej jest on zobowiązany lub zobowiązywany właśnie od teraz np. przez jakiś urząd lub przepis. Powoływanie się w REKLAMIE na w żaden sposób niedoprecyzowane „coraz większe liczby awarii i zatruć” jest sugerowaniem jakoby wydarzyło się w ostatnim czasie coś, co wymaga od użytkownika/klienta podjęcia jakichś konkretnych działań najlepiej jak najszybciej. Użycie miana Zakład Instalatorstwa gazowego bez podania pełnej nazwy firmy, nazwiska właściciela czy adresu siedziby tworzy wrażenie jakoby druk był sygnowany przez mniej lub bardziej oficjalny czynnik w rodzaju np. firm zajmujących się dystrybucją gazu czy prądu. Zwrot „zapisy” sugeruje, że istnieje jakiś określony czas, liczba wolnych miejsc lub konkretna sytuacja („liczne awarie” na przykład) w trakcie których skorzystanie z oferty jest możliwe. I wreszcie powołanie się w zakończeniu na Dziennik Ustaw (w druku opisany dokładnie ze wszystkim paragrafami i datami) a także miejsca wywieszenia reklam tworzą  w czytającym przeświadczenie, że podjęcie przez niego działań opisanych wyżej jest, jeśli nie konieczne, to przynajmniej pożądane. Drobiazgiem jest tu dodanie, że ustawa nie wspomina o wymogu korzystania z usług firmy będącej autorem opisywanej reklamy, a jednie mówi, że użytkownik odpowiedzialny jest za sprawność instalacji, co jest oczywistą oczywistością. 

Pan „elektronik” z mojej historii chyba nawet nie dowiedział się nigdy, za kogo go błędnie wzięto i jak się jego przybycia na budowę wystraszono a pomyłka ta stała się potem tylko naszą firmową anegdotką, pan „robotnik” z roku 2020 zasłania wirtualną kufajką swój identyfikator tak, że nawet, gdy sam mówi, że elektronikiem nie jest, robi to w sposób, który każe, przynajmniej mniej zorientowanym myśleć inaczej.

Nie twierdzę, że to nielegalne, skądże, za to niesmaczne z całą pewnością.


Czytaj więcej »

Szpachla, szpachla i jeszcze raz szpachla




Śląski Uniwersytet Medyczny w Katowicach, Zakłady Teorii Medycyny, Budynek C1. Nie wiem co to, ale od zawsze, to znaczy odkąd pamiętam, a pamięć ciągle mam niezłą, była ta naścienna mozaika dla mnie uosobieniem wszystkiego co kosmiczne, magiczne, gwiezdno wojenne i radiologiczno elektrokardiograficzne zarazem. Dość powiedzieć, że jako dzieciak przychodziłem tu podczas spacerów albo przyjeżdżałem na rowerze by sobie na tego oto „rentgena” popatrzyć. I zawsze był dla mnie tak samo oszałamiający. 
W latach osiemdziesiątych, co także zapamiętałem, w ówczesnym popularnym tygodniu Panorama w którego kąciku muzycznym drukowano plakaty formatu A4 pojawił się nawet jakiś zespół na tle tego właśnie obrazka, który i tak bił na głowę wszystko, co można by wtedy wygenerować na jakimkolwiek komputerze.

Jeszcze w 2017 zrobić można było zdjęcie takie jak to powyżej. Były co prawda uszkodzenia, był cały kwadrat po chamsku zatarty zaprawą (tu przeze mnie komputerowo usunięty), ale sama mozaika trwała.  Od plus minus roku a może dwóch mamy na budynku C1 typowe pastelowe wymiociny, pod którymi DZIEŁO SZTUKI NOWOCZESNEJ zaduszono styropianowym pampersem.

Trudno zakończyć tego posta cenzuralnie, więc przyjmijmy, że zakończymy go chwilą milczenia. W zadumie nad brakiem zadumy…

Kiedyś (u góry) i dziś (poniżej)

-----------------------------------------------

A tego już nie ma...





Czytaj więcej »

21 Jump Street

Jak się dziś przez zupełny przypadek dowiedziałem, fora wszelakie płoną w ostatnim czasie dyskusjami na temat progów zwalniających, jakie zamieniły naszą poczciwą ulicę Panewnicką w prawie że tor doświadczalny. Nie da się zaprzeczyć, że istotnie zmiany są spore. Przejścia dla pieszych odmalowano z użyciem czerwonej farby pomiędzy pasami, przed bazyliką nadlano ogromny ni to próg, ni to przejazd a pomiędzy tym wszystkim w zasadzie od skrzyżowania z Owsianą po skrzyżowanie z Piotrowicką gumowanych „zwalniaczy” jest co niemiara. Do tego nowe znaki ostrzegawcze i tak dalej i tak dalej. I z jednej strony zgoda, wygląda to nieco dziwnie, biorąc na przykład pod uwagę, że inne okoliczne ulice są takich wynalazków pozbawione. Mogę się też mylić ale albo jechałem zdezelowanym autobusem i coś tam w nim zaskrzeczało właśnie przed kościołem albo jednak gdzieś  „podbrzuszem” faktycznie przyszorował. A więc może ktoś z tymi garbami przesadził. I w tym wszystkim mogę częściowo zrozumieć irytację kierowców. Mam też jednak i inne punkty odniesienia. Obawiam się, że bardziej miarodajne. Najpierw ten najbardziej oczywisty, czyli mój własny, jako pieszego i rowerzysty.  Panewnicka, choć znów, zgodzę się, nie tylko ona, bezpieczna nie jest. Czasem stoi się przed pasami przepuszczając cały sznur samochodów i żaden kierowca nawet nie zwolni a co dopiero żeby pozwolił nam przejść. Na rowerze znowuż często jedziemy jak w jakiejś koleinie, bo samochody dociskają nas do krawężnika i prawie ocierają się o nasz bok, co niczego dobrego nie wróży. Z szybkością też bywało różnie. No i właśnie. Najważniejsze. Tak się składa, że ponad rok temu bliska mi osoba została też na Panewnickiej potrącona przez samochód. Nie mogę zastanawiając się nad zmianami w naszej okolicy uciec i od tego. Ten ktoś nigdy już nie będzie normalnie funkcjonował albowiem komuś się spieszyło, czegoś tam nie dopatrzył etc.

Podsumowując, zgadzam się i powtórzę to, Panewnicka wygląda teraz dziwnie. Może nawet ilość wszystkich tych zabezpieczeń faktycznie jest nieco za duża. Podkreślam słowo NIECO. 
Ale…
Ale pamiętajmy, że to nie miasto czy policja dokuczają niewinnym kierowcom. To ci kierowcy swoją nieostrożną jazdą, nierzadko zaś po prostu brawurą czy głupotą spowodowali, że progi zwalniające stały się niezbędnymi. Żadna wasza sprawa, żaden wasz szybki samochód, żadne wasze spóźnienie nie mają prawa nawet przez sekundę być ważniejszymi od bezpieczeństwa innych użytkowników ruchu. Zwłaszcza tych najsłabszych, jakimi są piesi. Pewnien jestem że tylko taki cel przyświecał tym zmianom a na logikę rzecz biorąc właśnie postawa kierowców ma największą szansę, by te utrudnienia jakich teraz doznali kiedyś zmniejszyć lub znieść.

No to do pracy, Rodacy!


Zdjęcie: Agata B. (Twitter)

Czytaj więcej »

Koło fortuny, czyli rosyjska ruletka


Wiele już miesięcy temu wymyśliłem sobie, że nazwa Nextbike odnosi się do rzadkości jaką jest możliwość odjechania ze stacji rowerowej pierwszym z brzegu jednośladem. A więc kolejny i kolejny i kolejny. Next bike.

Czepiam się, wiem, że się czepiam. Rowerów jest w Katowicach multum, stacji także coraz więcej. Serwisów operatora nie wiem ile, ale pewnie nie za wiele. No i swoje robi też czynnik ludzki, a raczej małpoludzki, bo jak inaczej nazwać osobników płci obojga (a rozumu nawet połowy) niszczących z premedytacją wspólne dobro, jakim jest miejski rower. Okej. To wszystko wiemy. Wiesz Ty, wiem ja, wiedzą inni użytkownicy. Ale wie też operator. I tak jak my wyciągając wnioski sprawdzamy a przynajmniej powinniśmy sprawdzać, czym mamy jechać, zanim pojedziemy, tak on, a raczej oni (zwrócili Państwo uwagę, że zawsze są jacyś ONI?) powinni dostosować swoje procedury do wszystkiego tego, co wymieniłem powyżej. Do rzeczywistości po prostu, jaka by ona nie była.

Stwierdzam to oficjalnie po raz enty. Jeżeli odniosę obrażenia wynikające z niesprawności roweru, który wypożyczyłem płacąc między innymi za to by BYŁ SPRAWNY, a nie tylko żeby był, to nie kto inny, tylko nasz rowerowy operator będzie mi winien spore pieniążki. Za to, za czego usunięcie dzień wcześniej zapłaciłby swoim ludziom góra kilkadziesiąt złotych. Nie ma zmiłuj.

W piątek 24 lipca na jednej ze stacji w Katowicach Ligocie usiłowałem wypożyczyć rower a właściwie rowery, bo próbowałem trzy razy. Pierwszy miał niedokręconą kierownicę (niech tylko natrafimy na wybój lub koleinę i…), drugi o dziwo także, a trzeci dla odmiany huśtające się siodełko. We wszystkich tych przypadkach wystaczy proste dokręcenie, kierownicy imbusem, siodełka zwykłym kluczem. Ale takich narzędzi nie ma przy stacjach rowerowych. Zakładam, że dlatego aby ktoś sobie czegoś nie zabrał do domu, ale że nie tak dawno mijał mnie na kradzionym rowerze miejskim (pozbawionym reklam, numerów itp.) jakiś kloszard, to wiara w skuteczność takiego zabezpieczenia nieco mnie rozczula.

Dziś, w sobotę 25 lipca sytuacja się powtórzyła. Ta sama stacja na tej samej ulicy. Rower pierwszy z niedokręconą kierownicą, rower drugi z niedokręconym siodełkiem. Wziąłem trzeci i… cud, że żyję. Ujechałem nim może niecały kilometr, by zorientować się, że nie ma nakrętki mocującej przednie koło do widelca…

Wszystkie wczorajsze i dzisiejsze rowery zgłosiłem operatorowi poprzez kontakt z biurem obsługi lub przez aplikację mobilną, ale nie w tym rzecz. MUSI SIĘ ZMIENIĆ ALGORYTM PRACY SERWISANTÓW zanim wydarzy się tragedia. Trudno, trza podjechać co noc na ileś stacji, dopompować, sprawdzić siodełka, kierownice, przerzutki i hamulce, przejechać kilkanaście metrów na każdym z rowerów i pruć dalej. I tak co noc (albo dzień) ileś punktów. Nie ma innego sposobu. A lepsze to niż rany, złamania i odszkodowania, od których potem się nie ucieknie. O skutkach jeszcze gorszych nie wspominając.

Dwie prośbo sugestie teraz do szanownych współużytkowników katowickich jednośladów. Po pierwsze sprawdzajcie rowery zanim na nie wsiądziecie. Drobiazg jak huśtające się siodełko, zepsuta przerzutka albo niepewna kierownica naprawdę grożą wypadkiem. Po drugie zgłaszajcie uszkodzone rowery i proście też w biurze obsługi o ich blokowanie w uchwytach, by za chwilę nie nadział się na nie ktoś inny. Jak to mówił klasyk: lepiej zapobiegać niż leczyć. 











O katowickich rowerach pisałem już wcześniej tutaj:

KLIK!

KLIK!


Czytaj więcej »

Kręte zakręty

Pod samym prawie ligockim komisariatem policji mamy taki oto drogowy absurd. Proszę spojrzeć na zdjęcie. Na wprost ulica Książęca w kierunku Piotrowickiej, po lewej ulica Biskupa Szurmana również w kierunku Piotrowickiej a za naszymi plecami droga na Kokociniec wychodząca tam obok Biedronki. I teraz w czym rzecz? Na Książęcej jest przejście dla pieszych w kierunku ulicy Szurmana? Jest. A jeśli ktoś tą właśnie Książęcą idzie na wprost? Z Piotrowickiej na Kokociniec? Od przejścia widocznego w dali (a dokładnie od jasnobrązowego ogrodzenia po prawej) maszeruje już nielegalnie, ścieżką rowerową. I to coś dziwnego na pierwszym planie to właśnie owa ścieżka przechodząca przez jezdnię. Problem w tym, że masowo chodzą nią piesi, bo skręcanie z Książęcej przez dwie zebry jest zwyczajnie głupotą, przynajmniej w sensie czasu i wygody. Co stoi na przeszkodzie by i ten kawałek chodnika był pół na pół chodnikiem i ścieżką rowerową? Nie wiem. Miasto w każdym razie takiej zmiany mi odmówiło, gdy zgłosiłem ją przez portal naprawmyto.pl Może ktoś z czytelników, kogo ten moim zdaniem ewidentny nonsens także boli ma jakiś sposób by jednak to zmienić...



Czytaj więcej »
Obsługiwane przez usługę Blogger.