Highway to hell


Katowickie rowery są w coraz gorszym stanie. Pisaliśmy już o tym parokrotnie, ale dziś podkreślić chciałbym inny niż tylko estetyczno użytkowy aspekt problemu. Jest nim nasze, użytkowników, zdrowie i życie. O ile bowiem rower odrapany czy skrzypiący może irytować, a kiwający się koszyk na przykład uniemożliwić przewiezienie czegoś, o tyle uszkodzone hamulce czy przerzutki, to już realne zagrożenie na drodze. O tym zdaje się operatorzy zapomnieli.

Co najmniej kilka razy w tym roku trafiłem na rowery, w których przedni hamulec był de facto atrapą. Owszem, pozwalał trochę zwolnić, ale zatrzymać się już nie. Wyobraźmy sobie, że ktoś przyzwyczajony z większości obecnie rowerów do hamulców tylko ręcznych zapragnie z niego skorzystać w sytuacji zagrożenia... Przekombinowane? Nie sądzę, ale w porządku, może wobec tego inaczej. Niech nam przy jeździe z ostrej góry (np. na Kijowskiej w Panewnikach) spadnie łańcuch...

Przerzutki to w ogóle osobny temat. Zmorą miejskich rowerów jest brak któregoś biegu, z przewagą najważniejszego, czyli dwójki. Osobiście takie rowery zwykle odstawiam od razu, ale czasem jakieś usterki dają o sobie znać dopiero podczas jazdy i co wtedy? Przykład? Służę. Jadę na trójce (najszybciej, z największym zużyciem siły), dojeżdżam do skrzyżowania, redukuję na "składakowo miejską" dwójkę i czekam na zielone światło. Potem ruszam, przyspieszam i chcę znów wrzucić najszybszy bieg, bo w końcu nie jadę samochodem i nie mogę wlec się zbyt długo, gdy zielone zaraz gaśnie. Zamiast trójki słyszę strzały (w czternastej sekundzie, ha ha ha) i nagle mam jedynkę. Nextbike ode mnie również. Albowiem gdyby ktoś nie wiedział pierwszy bieg oznacza, że kręcę jak oszalały, a ledwo jadę. A rzecz dzieje się, przypominam, na środku skrzyżowania, na przykład tego w okolicy największego, w centrum Ligoty. Pomijam już przy tym nawet zaburzenie równowagi grożące wywrotką, gdy naciskając pedały zamiast stawiającej typowy opór dwójki wpadnie nam jedynka.

Jeżeli rowery miejskie serwisowane są tylko po zgłoszeniu użytkowników albo po tym jak w systemie ktoś zarejestruje, że dany egzemplarz stoi np. trzy dni i nic, to pozostaje nam czekać na tragedię. Bo ona nastąpi prędzej czy później. I niczego nie zmienia tu fakt, że za większością awarii z pewnością stoją demolujący z wielkim zaangażowaniem nasze rowerki wszelacy Janusze i Sebixy o Grażynach i Karynach nawet nie wspominając.

Za to płacimy operatorowi by móc jeździć, ale przede wszystkim płacimy za to, żeby móc jeździć bezpiecznie.

I dopóki nie pojawią się kontrole stałe i częste (a przynajmniej częstsze niż obecnie), w czasie których mechanik na danej stacji będzie MUSIAŁ zrobić na każdym z rowerów parę kółeczek dla próby, dopóty stąpać, pardon, jechać będziemy wszyscy na krawędzi przepaści.

======================================================

POZA KONKURSEM

Od niedawna pojawiły się w ofercie Nextbike'a rowery towarowe, zwane nie wiedzieć czemu z hiszpańsko angielska rowerami cargo. Wynalazek ten, skądinąd bardzo pomysłowy i potrzebny,  przypiąć można przy zdawaniu jedynie do skrajnego słupka i to łańcuszkiem, bo mój przynajmniej egzemplarz bolca do zatrzasku nie posiadał. I teraz zaczynają się schody. Oddanie roweru z przypięciem łańcuszkiem nie jest możliwe jeśli są wolne zamki, a wolne zamki nie pozwalają towarowego wpiąć, bo ten z kolei jest w tej kwestii jakby wykastrowany :)

Aplikacja mobilna nie pomaga, terminal także, a telefon do biura obsługi wymaga płacenia, czekania, podania iluś danych osobistych i gimnastyki by usłyszeć konsultanta, któremu chyba kupiono mikrofon na targowisku staroci... Lubię to!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Obsługiwane przez usługę Blogger.